wtorek, 6 lutego 2018

+/- Watford 4:1 Chelsea


Chciałbym zacząć jakoś pozytywnie pisanie tego artykułu, ale to chyba jest niemożliwe. Po fatalnym występie w meczu z Bournemouth, to miało być przełamanie nie najlepszej ostatnio serii. Mecz od początku zaczął się źle i niestety tragicznie się zakończył. Po raz kolejny na meczy wyszliśmy bez nominalnego napastnika. Przed meczem Marcos Alonso doznał kontuzji mięśniowej i zabrakło go w szerokiej kadrze na mecz. Chelsea przyjechała na stadion Vicarage Road z myślą o wygranej. Tamtejsza drużyna po znakomitym początku sezonie osiadła na laurach i zaczęła reprezentować styl typowego średniaka, który biję się o utrzymanie. Nowy trener zaszczepił w nich wolę walki, która była, aż nad to widoczna w tym spotkaniu. Można powiedzieć, że nas po prostu zabiegali. Od razu zakładali wysoki pressing, spod którego nie potrafiliśmy skutecznie wyjść.

Miano piłkarza to duże nadużycie, które jest zarezerwowane, dla Hiszpana z drużyny przeciwnej, ale najlepszym piłkarzem ekipy The Blues niewątpliwie był, co nie może dziwić Eden Hazard. Mimo strzelonej bramki, jedyny brał na siebie ciężar rozgrywania. Był nie miłosiernie kopany i bardzo często faulowany. Jednak sam nie był w stanie sforsować zasieków drużyny przeciwnej. Do pomocy miał Pedro, który ogólnie nie zachwyca, więc można powiedzieć, że zagrał na swoim poziomie. Willian nie miał okazji się wykazać dzięki " popisowi" Bakayoko. Zadebiutował Giroud jednak wszedł przy nie korzystnym wyniku i tak naprawdę poza strzałem, który oddał w końcówce meczu to był odcięty od podań, więc ciężko jednoznacznie ocenić jego występ. Trzeba się wstrzymać, nie mówię tu o aklimatyzacji piłkarza bo to śmiesznie brzmi w jego przypadku lecz o większym przedziale czasowym.

W środku pola zagrali wcześniej wcześniej wspomniany Bakayoko i Kante. O Tiemoue ogólnie ciężko jest powiedzieć coś dobrego, to jednak w tym meczu przeszedł sam siebie. Ogrom strat i to on w swoim krótkim epizodzie był głównym kreatorem drużyny Szerszeni. Pokuszę się o stwierdzenie, że po otrzymaniu czerwonej kartki to na większość twarzy kibiców Chelsea pojawił się uśmiech i przyjęli tę wiadomość pozytywnie. O jego kompanie nie można powiedzieć tak złych słów. Jest piłkarzem klasy światowej. Podobnie jak Hazard w każdym meczu jest opoką swojej linii i na niego zawsze można liczyć. Zagrał bez fajerwerków, ale nie można oczekiwać za wiele w ofensywnie do typowego piłkarza od destrukcji.

Nasza obrona zagrała bardzo pasywnie. Nie doskakiwali do przeciwnika, zostawiali im mnóstwo przestrzeni. Najgorzej zagrał według mnie Gary Cahill. Kapitan The Blues zanotował kolejny mierny występ, w którym nie wystrzegał się prostych błędów.  Do reszty nie można mieć jakich wielkich pretensji. Niech najlepszych dowodem o przydatności naszych skrzydeł świadczy fakt, że na pewno każdy z nas ma w głowie nie przebojowe akcję Mosesa i Zappacosty, lecz niebezpieczny faul Nigeryjczyka, a to chyba źle. Bramkarz na dobrą sprawę nie zawinił przy żadnej bramce. Nie mogę powiedzieć, że nas uratował ale też nie popełnił jakiegoś dużego błędu.

Podsumowując jesteśmy w dużym dołku. Spory na linii Abramowicz - Conte na pewno nie pomagają. Przed nami zbliża się dużymi krokami mecz z Barceloną i jeśli nie zmienimy swojej gry o 180 stopni to może być na prawdę bardzo źle i wynik dwu meczu może być wynikiem hokejowym.