środa, 2 sierpnia 2017

Moje najmilsze wspomnienia z Chelsea - Wojciech Lewandowski

Czas ruszyć z planowaną serią pt. "Moje najmilsze wspomnienia z Chelsea" w której to nasi fani mogli wziąć udział w blogowym konkursie. Zwycięskie trzy prace zostaną opublikowane na naszym blogu - a następnie nasi redaktorzy również opiszą swoje wspomnienia! 

Przed Wami zwycięski wpis autorstwa Wojciecha Lewandowskiego! Zapraszamy do lektury! 

W czasach gdy Internet był tylko u taty w pracy wyniki meczy sprawdzało się w telegazecie a na listach przebojów królowało „Powiedz” i „Zostańmy razem” pojawiła się i została ze mną do dziś wielka miłość do The Blues. Romantyczna opowieść o młodym chłopcu który zakochał się w Zoli, Poyecie czy De Goeyu kiedyś będzie dobrym materiałem na fabularny film.


Młodzieńcza miłość pomimo narażenia na wiele prób przetrwała do dziś. Na początku nie było łatwo. Wszyscy koledzy z podwórka, szkoły czy osiedla byli za Realem, Manchesterem czy Barceloną. Ale pomimo wielu przykrości i wyśmiewania na zawsze byłem wierny swojej ukochanej drużynie i nigdy jej nie zdradziłem! 


Moje najlepsze wspomnienie? Jest ich naprawdę wiele, jednak ku zaskoczeniu większości nie będę opisywał historycznych zwycięstw, Monachium i Champions Leauge, Amsterdam i Liga Europy czy szeregu bitew na Wembley, opisze remis…


06.05.2009 Półfinał Ligi Mistrzów, Stamford Brigde i Barcelona naprzeciw. Chelsea po bezbramkowym remisie na Camp Nou żeby myśleć o awansie musiała to spotkanie wygrać. I pomimo tego, że przez wielu była skazana na porażkę mocno postawiła się Katalończykom. Już w 8 minucie popularny Bizon czyli Michael Essien strzelił jedną z najpiękniejszych bramek w historii rozgrywek Champions Leauge. Niestety od tego momentu było już tylko gorzej, nie dlatego, że faworyzowana Barca grała lepiej, nie dlatego, że Chelsea spuściła z tonu- z tonu spuścił sędzia. Tom Henning Ovrebo nie zaliczył najlepszego dnia w pracy. Nasz ówczesny trener Guus Hidding następnego dnia mówił, że gorszego sędziowania na oczy nie widział. Biorąc pod uwagę, że sukcesy  trenerce odnosił już 20 lat przed tym wydarzeniem i trochę tych meczy widział nie wystawia to najlepszego świadectwa norweskiemu sędziemu. Dziś by było łatwiej. VAR wyłapałby choć jednego z 5 może 7 ewidentnych karnych i losy dwumeczu mogły potoczyć się inaczej. A tak..1:1 Barcelona w finale.


Oszustwo, szwindel, kant moje serce krwawiło, czułem się o wiele gorzej niż po karnych w Moskwie.

Cóż kolejne dni były bardzo ciężkie, wyśmiewany i wyszydzany szedłem alejami osiedlowego blokowiska czując żal do całego świata. Jednak nauczyło mnie to dużo. Nie jest trudno być fanem drużyny która kroczy od triumfu do triumfu, sezonowcy to też nie fani. Ja ze swoją ukochaną drużyną jestem na dobre i złe i jestem z tego dumny!