Tradycyjnie po spotkaniu Chelsea, moją rolą jest wyłonienie poszczególnych plusów i minusów dotyczących gry The Blues. Cóż jednak zrobić gdy zespół gra tak perfekcyjnie?
Na próżno mi szukać kogoś kto we wczorajszym meczu wypadł słabiej niż pozostali. Cały zespół, począwszy od Courtoisa po Coste, pokazał po co zmierza i co ma zamiar osiągnąć. Od mistrzostwa Anglii dzieli nas już tylko jedno zwycięstwo. Prób mamy trzy.
Od pierwszego gwizdka zespół Chelsea rzucił się na gości z impetem i chęcią wbicia kilku goli już na początku gry, by presja wypompowała się z nóg. Kilka prób i w 23 minucie się udało. Głodny goli Costa trafił, a mimo to do końca spotkania widać było w nim dalszą chęć do grypa. Asystę przy jego trafieniu zaliczył Fabregas. Świetny, a może nawet kapitalny występ Cesca. Asystował on również przy bramce Maticia z drugiej połowy. Jeśli już jesteśmy przy Serbie, to jego gra do spółki z Fabregasem zupełnie zamazała nam informację o tym, że na boisku nie grał Kante. Zauważył to ktoś? Po lewej stronie przypomniał o sobie Alonso. Fantastycznie pokazywał się do gry na boku i był uruchamiany przez kolegów. Po takim uruchomieniu przez Azpilicuete zdobył gola. Po drugiej stronie aktywny był Moses, choć nie tak jak Alonso, również sprawiał problemy obrońcom Boro. Hazard i Pedro na tle reszty drużyny wypadli przyzwoicie, na swoim normalnym i tradycyjnym już poziomie, mimo iż nie przełożyło się to na liczby. W defensywie po profesorsku Cahill, Luiz i Azpi. Byli na tyle dysponowani, że udzielali się również w ofensywie.
Wielki plus dla Antonio Conte. Nie tylko za to, że po meczu podziękował piłkarzom i kibicom Middlesbrough (spadają z ligi), lecz również za odpowiednie zmotywowanie piłkarzy w trudnym i kluczowym momencie sezonu. No i na murawie pojawił się John Terry.
One step closer!!!